Reklama

Kościół

Ksiądz, który mieszka z bezdomnymi. Wraz z nimi tworzy prawdziwy dom

Archiwum Wspólnoty Betlejem

Betlejem. Nie to, z którego Bóg wybrał niepozornego Dawida na króla, nie to, w którym przyszedł na świat Mesjasz. Inne. Położone w Jaworznie. W ponadstuletnim budynku po zrujnowanej szkole.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ksiądz Mirosław Tosza, założyciel wspólnoty Betlejem, na co dzień mieszka z najsłabszymi, biednymi i bezdomnymi. Wraz z nimi tworzy dom. Nie przytułek czy schronisko. Prawdziwy dom, który przywraca jego mieszkańcom godność i poczucie wolności.

W rozmowie z Piotrem Zworskim ks. Mirosław zdradza przepis na nienormalną normalność, opowiada o prawdziwym byciu z drugim człowiekiem, szalonej pielgrzymce z bezdomnymi do Ziemi Świętej czy wyprawie traktorami do św. Teresy z Lisieux.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Odkryj drogę do Betlejem. Bo Betlejem to nadzieja i miłość. A tych dziś bardzo potrzebujemy.

Prezentujemy fragment książki „Dzisiaj w Betlejem” (wyd. Esprit):

Piotr Zworski: Ilu jest tu pensjonariuszy?

ks. Mirosław Tosza: Nie ma pensjonariuszy, są mieszkańcy. Mamy dom, w którym dziś mieszka piętnaście osób.

To ważne, żeby to miejsce nazywać domem, a nie schroniskiem dla bezdomnych?

Od początku bardzo nam zależało, żeby tworzyć nie ośrodek, noclegownię czy przytułek, tylko dom. Z różnych powodów, jest ich sporo. Jeśli przyjmujemy ludzi bezdomnych, podstawowym brakiem, jakiego doświadczają, jest brak domu, więc chcemy im go dać. Dom to trochę więcej niż noclegownia, przytułek czy schronisko. Czyli spotkamy tu osoby, które są kimś więcej niż anonimowymi bezdomnymi? Są przede wszystkim ludźmi – ludźmi z imionami, historią, pytaniami, tęsknotami, marzeniami, porażkami. Sam muszę cały czas o tym pamiętać, bo przywykliśmy mówić o bezdomnych jak o bezosobowej masie, w której wszyscy mają te same oczekiwania i te same potrzeby, a tak nie jest. Każdy z nich jest niepowtarzalną jednostką, osobowością.

ks. Mirosław Tosza

Archiwum Wspólnoty Betlejem

ks. Mirosław Tosza

A znasz każdego z nich po imieniu?

Czy znam? Wiem, jak mają na imię.

A w sensie biblijnym?

Poznaję ich. Bo znać kogoś po imieniu to znać serce, znać istotę. Biblijnie, tak na wskroś, zna człowieka tylko Bóg. Więc niektórych znam po imieniu, a o niektórych wiem, jak mają na imię. To zasadnicza różnica.

Reklama

Ale skoro to jest dom, w którym są mieszkańcy, a nie pensjonariusze, musisz wiedzieć o nich coś więcej.

Tak, jeśli mówimy o domu idealnym. Są domy – nie mówię o takich dla bezdomnych – w których ludzie mieszkają razem przez wiele lat i niewiele o sobie wiedzą albo wiedzą to, co sobie o drugim wyobrazili. Wiem, że nazywanie tego miejsca domem zobowiązuje. Być może to jest podstawowe zobowiązanie i najważniejsze wyzwanie: poznać domowników trochę lepiej.

Archiwum Wspólnoty Betlejem

Czy wola poznania jest obustronna? Na ile mieszkańcy są w stanie się przed tobą, księdzem, otworzyć?

To wymaga czasu. Odwołam się do przykładu wielbłądów, które pojawiły się u nas jakiś czas temu. One też mają swoje imiona: Kazek i Znaczek. Przygotowaliśmy dla nich zagrodę i piękny dom kryty trzciną, chcieliśmy je przywitać z honorami, były wyczekiwane, no i kosztowały niemało, a ich pierwszą reakcją było… plucie. Spluły nas porządnie. Mieliśmy dobre intencje, ale one o tym jeszcze nie wiedziały. Potrzebny jest czas. Teraz już nie plują, reagują na swoje imiona i nawzajem się siebie uczymy. Zwierzęta działają instynktownie.

W nowej sytuacji są ostrożne. Bronią się…

Tak, bronią się. Myślę, że nie tylko przed zagrożeniem, ale też przed utratą swojej „wielbłądowatości”. Człowiek, który tutaj przychodzi, też ma swój świat. Niesie nie tylko serię strat, którą ma za sobą, ale też coś, co chce obronić – możemy to nazwać godnością czy wolnością wewnętrzną. Przychodząc do tego domu, ludzie wchodzą w dość poważny układ zależności. Możemy błędnie założyć, że wnoszą niewiele, bo często cały majątek człowieka bezdomnego mieści się w reklamówce z dyskontu. Siły są na początku nierówne. Ale oni przecież wnoszą tu cały swój świat i swoją historię, którą chcą też jakoś obronić.

Reklama

(….)

Czyli chodzi o relacje?

Przede wszystkim o relacje. Jeśli ktoś się odnajdzie w jakiejś relacji, przestaje być bezdomnym. Może mieszkać w Betlejem i stracić status bezdomnego w sensie nie tylko socjologicznym, ale też wewnętrznym, bo ma rodzinę. Kiedyś pojechaliśmy do Łagiewnik i w busie zastanawialiśmy się, jak mamy się przedstawić, bo przecież przed Mszą ksiądz zawsze wyczytuje, skąd przyjeżdżają pielgrzymki. Co mieliśmy powiedzieć? Wspólnota bezdomnych z Jaworzna? „Nie, niech ksiądz tak nie mówi”. Wracaliśmy do naszej odwiecznej dyskusji, czy ci, którzy byli bezdomni, ale przyszli do nas i tu mieszkają – mają swój pokój zamykany na klucz, tworzą relacje z innymi – naprawdę są dalej bezdomnymi, czy nie; czy mamy dom dla bezdomnych, czy mamy dom dla byłych bezdomnych. Wspólnotą ubogich też nie jesteśmy. Zostaliśmy w końcu przy wspólnocie Betlejem z Jaworzna. Myślę, że ci ludzie nie chcą eksponować swojej bezdomności, dlatego staramy się tak układać tu życie, by to piętno mogli z siebie zrzucić.

Są tacy, którzy tu mieszkają od lat?

Tak. Takie osoby mają tak zwany status rezydenta. Po prostu tutaj mieszkają, wybierają to miejsce na dom, mają swój pokój, własne życie. Dla nas jest ważne, żeby to byli ludzie, którzy chcą zostać nie tylko ze względów ekonomicznych, ale też po to, by ten dom współtworzyć. Czyli nie tylko dlatego, że tego potrzebują, ale również dlatego, że potrafią pomyśleć o innych. Oni mogą zostać na czas nieokreślony.

Archiwum Wspólnoty Betlejem

Pewien więzień powiedział mi kiedyś, że za kratkami są sami niewinni: „Każdy został wrobiony”. Jak mieszkańcy Betlejem postrzegają swoją bezdomność? Jako konsekwencję życiowych wyborów i zachowań? Czy raczej uważają, że świat się na nich uwziął?

Jest taka piosenka zespołu Raz, Dwa, Trzy, w której Adam Nowak śpiewa: „Nazywaj rzeczy po imieniu, a zmienią się w okamgnieniu”. Wydaje mi się, że zasadniczą pracą, jaką trzeba wykonać nad sobą po przyjściu tutaj, jest uczciwe nazwanie rzeczy po imieniu: w jakim stopniu rzeczywiście jestem ofiarą – bo miałem trudne dzieciństwo, nie miałem prawdziwego domu, byłem wykorzystywany, ojciec był alkoholikiem albo go nie było i to uruchomiło całą sekwencję zdarzeń i spotkań, a w jakim sprawcą. Bo trudne dzieciństwo oczywiście wiele wyjaśnia, ale nie zwalnia z odpowiedzialności; daje pewne światło do rozumienia, ale nie można wszystkiego zwalać na przeszłość ani na geny. Trzeba to więc nazwać: tak, jestem ofiarą, miałem pod górkę, nie zaznałem miłości, ale jako dorosły pewne rzeczy powtarzam.

Reklama

Kiedy przychodzi ktoś nowy, zazwyczaj najpierw opowiada o krzywdzie. Ja to rozumiem. Trudno się człowiekowi od razu obnażyć – mamy z tym problem nawet w konfesjonale, chociaż tam obowiązuje tajemnica spowiedzi i rozmawiamy z Bogiem. W sytuacjach takich jak przybycie do nas człowiek tym bardziej potrzebuje czasu, żeby opowiedzieć swoją historię, a nawet samemu – czasem w zamęcie, jaki ma w głowie – dotrzeć do określenia, dlaczego jest w tym miejscu w życiu i co się na to złożyło. Uznać, że jest częściowo ofiarą, a częściowo sprawcą. Takie uczciwe nazwanie rzeczy po imieniu jest dobrym punktem wyjścia.

Więcej w książce "Dzisiaj w Betlejem", wyd. Esprit: Zobacz

Wydawnictwo Esprit

Podziel się:

Oceń:

+19 -2
2021-04-14 08:27

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Zamordowano księdza

manfrys / Foter / CC BY-SA

We Włoszech zamordowano 55-letniego ks. Lanfranco Rossiego. Jego ciało leżące w kałuży krwi znaleźli przypadkowi turyści spacerujący w minioną niedzielę po lesie w okolicach Rzymu.

Więcej ...

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

Fatima – wizerunki Dzieci Fatimskich/Fot. Graziako/Niedziela

Od maja do października 1917 roku - gdy toczyła się pierwsza wojna światowa, kiedy w Portugalii sprawował rządy ostro antykościelny reżim, a w Rosji zaczynała szaleć rewolucja - na obrzeżach miasteczka Fatima, w miejscu zwanym Cova da Iria, Matka Boża ukazywała się trojgu wiejskim dzieciom nie umiejącym jeszcze czytać.

Więcej ...

Weigel o 1. pielgrzymce Jana Pawła II do Polski: 9 dni, które popchnęły XX w. na nowe tory

2024-05-13 18:50

Ks. Tomasz Podlewski

Pielgrzymka Jana Pawła II do Polski w czerwcu 1979 r. to było 9 dni, które popchnęły XX w. na nowe tory - mówił w poniedziałek biograf Jana Pawła II George Weigel. Dodał, że była to rewolucja sumienia, która zapoczątkowała rewolucję polityczną.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Nowenna do Ducha Świętego

Wiara

Nowenna do Ducha Świętego

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

Europa

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

107. rocznica objawień Matki Bożej w Fatimie

Wiara

107. rocznica objawień Matki Bożej w Fatimie

Czego tak naprawdę Maryja oczekuje od nas wołaniem z...

Wiara

Czego tak naprawdę Maryja oczekuje od nas wołaniem z...

Anioł z Auschwitz

Wiara

Anioł z Auschwitz

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

Wiara

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

8 maja - wielkie pompejańskie święto

Kościół

8 maja - wielkie pompejańskie święto

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Wiara

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania