Włodzimierz Rędzioch: Kiedy Ojciec poznał Roberta Prevosta, obecnie Leona XIV?
O. Bruno Silvestrini: Studiowaliśmy razem w Rzymie w Kolegium św. Moniki przy ul. Paolo VI. Co prawda nie studiowaliśmy tych samych przedmiotów, ale mieszkaliśmy w tym samym klasztorze w latach 1984-85. On już wtedy miał w sobie coś szczególnego i był trochę jak nasz przełożony. Charakteryzował się niezwykłą życzliwością, zawsze spokojny i mądry...
I lubił grać w tenisa...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tak, był wysportowany. Nad naszym kolegium są boiska sportowe z kortami, a on zawsze przygotowywał listy tych, którzy chcieli grać w tenisa lub uprawiać inne sporty.
Po studiach się rozstaliście...
Tak. Ojciec Prevost wrócił do swojej prowincji i wyjechał na misję. Po latach wrócił do Rzymu, był ojcem generalnym augustianów w latach 2001-13. W trakcie pierwszej części jego kadencji byłem w Tolentino, a następnie w parafii św. Anny w Watykanie.
Ojciec pozostał w Watykanie, podczas gdy o. Prevost znów wyjechał na misję, do Peru...
Reklama
Tak, wrócił do Rzymu w 2023 r., gdy został mianowany prefektem Kongregacji ds. Biskupów i kardynałem. Ale chciałem zwrócić uwagę na jedną rzecz – chociaż nie mieszkał z augustianami, zawsze stołował się w kolegium, w którym razem studiowaliśmy. Miał stałe pragnienie, aby żyć w bractwie augustiańskim, zawsze chciał spędzać wolny czas ze swoimi współbraćmi. Nawet teraz, gdy jest wolny od obowiązków pontyfikatu, przychodzi do mojej wspólnoty. Spędza z nami wolny czas, ponieważ chce czuć się jak brat wśród braci augustianów.
Gdzie znajduje się mały klasztor Waszej wspólnoty, tej zajmującej się papieską zakrystią?
W Pałacu Apostolskim, w pobliżu Kaplicy Sykstyńskiej, Sali Książęcej i Kaplicy Paulińskiej. W tym małym klasztorze jest nas trzech: ja, bracia Nigeryjczyk i Filipińczyk. Mamy refektarz, kuchnię, kaplicę i nasze pokoje. Papież przychodzi do nas, je z nami obiad i rozmawiamy – przeżywa chwile braterstwa. Nie prosi nas o nic więcej niż o spędzenie czasu w spokoju i pogodnie.
Ojciec, choć nie jest kardynałem, był jedną z osób, które uczestniczyły w konklawe.
Jako zakrystian musiałem przygotować wszystko, co było niezbędne w aspekcie liturgicznym w tym okresie, a następnie musieliśmy przygotować wszystko niezbędne w Kaplicy Sykstyńskiej i Kaplicy Paulińskiej, zgodnie z potrzebami kardynałów podczas konklawe. Przez wszystkie dni konklawe musiałem być obecny i byłem wzywany za każdym razem, gdy coś było potrzebne. Przygotowaliśmy również słynny Pokój Płaczu, ponieważ wszystko musiało być gotowe na wybór nowego papieża.
Ale po ogłoszeniu extra omnes (wszyscy na zewnątrz) ci, którzy nie są kardynałami, musieli opuścić Kaplicę Sykstyńską...
Reklama
Położyliśmy karty do głosowania na stołach, gdy kardynałów jeszcze nie było w Sykstynie. Przygotowaliśmy też wodę i szklankę dla każdego kardynała, ponieważ było bardzo gorąco. Nie mogliśmy rozmawiać z kardynałami – takie jest prawo konklawe. Potem wyszliśmy na zewnątrz i nic więcej nie wiedzieliśmy. Czekałem na wybór papieża w sąsiedniej Sala Regia (Sali Królewskiej).
Spodziewał się Ojciec, że papieżem zostanie współbrat?
Przyznam, że nie wierzyłem w to, o czym zresztą powiedziałem później papieżowi. Kardynał Prevost był obcokrajowcem i nie miał dużego doświadczenia w Kurii, więc myślałem, że papieżem zostanie kard. Parolin. Kiedy wybrano kard. Prevosta, oniemiałem, poczułem niewypowiedzianą radość z wyboru mojego współbrata. Papież musiał podpisać dokument, potem miał miejsce akt posłuszeństwa kardynałów, a na koniec drzwi Kaplicy Sykstyńskiej zostały otwarte. Wpuścili mnie i stanąłem przed nim. „Ojcze Święty, czy mogę cię uścisnąć?” – zapytałem go. „Oczywiście” – odpowiedział. To była wielka radość, stanąłem przed nim i spojrzałem mu w oczy – został papieżem, Leonem XIV.
Od tamtego momentu doświadcza Ojciec bliskości papieża?
Przeżywam to spokojnie, z wielką radością, ponieważ doświadczam, jak przyjazny, pogodny i dobry jest papież. I jak bardzo kocha Kościół. Nigdy się nie złości, nigdy się nie denerwuje. Czasami myślę sobie, że kiedy przychodzi do nas po tych wszystkich audiencjach, takich jak te w środę, podczas których wita ludzi i objeżdża plac św. Piotra, powinien być strasznie zmęczony, ale tak nie jest.
Czy zadaje sobie Ojciec pytanie, dlaczego tak jest?
Reklama
Myślę, że to łaska stanu. Wiele osób chce z nim rozmawiać, prosić go o radę, a ja go widzę bardzo pogodnego. Myślę, że działa w nim Duch Święty. Potrzebowaliśmy papieża, który daje poczucie bezpieczeństwa.
Kiedy się widujecie poza momentami liturgicznymi?
Widujemy się codziennie. Czasami nie przychodzi, bo ma obowiązki, ale generalnie widujemy się codziennie, jak już wspominałem, podczas obiadu. A największą radością jest to, że możemy go gościć we wspólnocie, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: „Witamy cię, Ojcze Święty!”.
Zdaniem Ojca, czego papież potrzebuje teraz, na początku pontyfikatu?
Wsparcia, ale też spokoju, relaksu po codziennych obowiązkach. Z nami spędza tylko godzinę, dwie, prosząc, abyśmy się modlili i byli razem, abyśmy żyli życiem braterskim.
O czym wtedy rozmawiacie?
Nie rozmawiamy z nim o rzeczach, które wymagają dyskrecji, dlatego nigdy nie pytamy o to, co dotyczy jego działalności. Wiemy, że jest bardzo dyskretny i oczywiście nie odpowiedziałby. Papież pyta nas o nasze życie i naszą pracę.
Żyjemy w indywidualistycznym świecie, który w pewien sposób „zaraża egoizmem” nawet księży. Papież natomiast pokazuje osobom konsekrowanym, że życie wspólnotowe, życie braterskie jest bardzo ważne...
Papież jest osobą pogodną, zadowoloną ze swojego powołania i wierzę, że gdy spotyka się z ludźmi, sprawia, iż wszyscy zadają sobie pytanie: skąd Leon XIV czerpie siłę?
I jaka jest odpowiedź?
Jego siła, uśmiech, pogoda ducha mają swoje źródło w jego duchowości. Wierzę, że papież będzie chciał dać księżom do zrozumienia, iż muszą dbać o swój wewnętrzny spokój i duchową relację z powołaniem, które jest umiłowane przez Pana. Kiedy ksiądz nie jest pogodny, wtedy nie jest skuteczny w życiu duszpasterskim. Pogodę ducha odnajdujemy w celebracji Eucharystii, w modlitwie, gdy czujemy się kochani przez braci w kapłaństwie i ich kochamy. Wtedy można być skutecznym w działaniu i wiarygodnym. Ksiądz nie musi robić tysiąca rzeczy – musi natomiast być człowiekiem zakochanym w Panu, który głosi wszystkim radość Zmartwychwstania, nawet wtedy, gdy na świecie są trudne sytuacje, gdy każdy ma swoje krzyże – ale nigdy nie może zabraknąć nadziei.